sobota, 29 maja 1999
piątek, 1 stycznia 1999
W niebie.
Jam cząstką części, co wszystkim wpierw była,
Cząstką ciemności, co światło zrodziła.
Cząstką ciemności, co światło zrodziła.
W niebie nosił imię Mefir, oznaczające Niszczyciela. Od początku powołany był do istnienia tylko w jednym celu - jako egzekutor boskich wyroków. Nigdy nie posiadał własnej armii, pełnił jedynie funkcje żywej borni niebios. Pomimo swojej pozycji, zawsze zmuszony był słuchać rozkazów innych archaniołów, zupełnie jakby na rzecz siły pozbawiono go jakiejś znaczącej części jestestwa - zdolności do odczuwania współczucia, miłosierdzia, czy też posiadania jakiejkolwiek granicy moralnej. Dzięki temu miał być skuteczniejszy i wypełniać rozkazy nieba bez oporu. Okazało się wprost przeciwnie.
Pierwsza skaza pojawiła się już w chwili wykonania pierwszego wyroku. Zazdrość. Wielka i głęboka zazdrość wobec braci, którzy w jego mniemaniu otrzymali o wiele bardziej wartościowe zadania, oparte na tworzeniu, nie destrukcji.
Druga skaza nadeszła wraz z buntem Lucyfera. Wątpliwości. Po raz pierwszy ktoś nie posłuchał rozkazu, nie zgodził się z niepodważalnym dotąd słowem ojca. To wydarzenie całkowicie odmieniło jego spojrzenie na dotychczasowy porządek i niebo.
Odmówił pokłonu przed marnymi ludzkimi stworzeniami. Zbuntował się.
Pierwsza w pełni samodzielna decyzja była dla niego wielkim przełomem.
Na ziemi.
Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie,
jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!
„Przeminęło!” – doprawdy powiedzieć trza śmiało:
co minęło – właściwie nigdy nie istniało,
jeno tą złudą bytu kręciło się w kole!
Już ja wieczystą pustkę w zamian tego wolę.
jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!
„Przeminęło!” – doprawdy powiedzieć trza śmiało:
co minęło – właściwie nigdy nie istniało,
jeno tą złudą bytu kręciło się w kole!
Już ja wieczystą pustkę w zamian tego wolę.
Kolejne stulecia spędził w ukryciu, nie chcąc nikomu przypominać o swoim istnieniu. Zabezpieczył swoje naczynie symbolami mającymi chronić go przed wykryciem ze strony aniołów i demonów.
Mniej więcej w tym czasie zaczął też zbierać ludzkie dusze, część na bieżące potrzeby związane z regeneracją słabnącej mocy, część na zapas w przypadku ponownej konfrontacji z niebem. Nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi, zaczął udawać demona, co okazało się wyjątkowo prostą iluzją. Zawierał pakty podobnie jak demony z rozdroży, chociaż na nietypowych warunkach, dzięki czemu mógł w krótszym czasie zebrać znacznie więcej dusz, by później nie dawać znaku życia przez wiele lat. Tak powstał Mefistofeles (duch ciemności), mało znany demon, nie zwracający na siebie zbytniej uwagi żadnej ze stron. Oczywiście do czasu.
Jeden z jego paktów znalazł odzwierciedlenie w sławnym dziele Goethego pt. "Faust". Od tamtej chwili reputacja gwałtownie zaczęła go wyprzedzać. Ludzie kojarzyli Mefistofelesa już nie tyle z demonem, co z samym diabłem. Okultyści zaczęli nawet zaliczać go do jednego z książąt piekielnych. Oczywiście były to tylko ludzkie brednie, z jednej strony dość przydatne, z drugiej niebezpieczne. Rosnąca sława okazała się korzystna jak nigdy - niemal nie musiał się starać o zdobycie czyjejś duszy. Wzrosło również zainteresowanie ze strony piekła, co prędzej czy później mogło doprowadzić również do ponownej konfrontacji z aniołami. W tej sytuacji, najrozsądniejsze było wycofanie się w porę, zanim ktokolwiek odkrył iluzję.
Ze zgromadzonym zapasem dusz, Mefisto znów zniknął na jakiś czas.
Obecnie ostrożnie kontynuuje swoją maskaradę, unikając konfrontacji i konfliktów.
Nadal poszukuje. Celu, sensu i własnego ja. Czegoś co w końcu wywoła w nim głębsze odczucia. Setki lat, spędzonych wśród ludzi, nauczyły go wielu ludzkich zachowań i emocji, o ile negatywne emocje przyswoił dość szybko, inne do dziś sprawiają mu wielki kłopot, nauka nowych doświadczeń zresztą również.
W piekle.
Jestem tym duchem, który zawsze przeczy.
I bardzo słusznie, bo wszelkie istnienie
Zasługuje wyłącznie na zniszczenie.
Najlepiej żyłoby się w pustym świecie.
Więc to, co grzechem zwiecie,
Rozkładem, złem po prostu, dnem i dołem,
Moim właśnie jest żywiołem.
I bardzo słusznie, bo wszelkie istnienie
Zasługuje wyłącznie na zniszczenie.
Najlepiej żyłoby się w pustym świecie.
Więc to, co grzechem zwiecie,
Rozkładem, złem po prostu, dnem i dołem,
Moim właśnie jest żywiołem.
Pomimo szczerych chęci nie był w stanie zmienić swojej natury. Nie umiał pojąć idei swoich anielskich braci, ani tym bardziej wiary w boski porządek. Dołączył do Lucyfera. Jego bunt przeciwko niebu, był czymś zrozumiałym i logicznym. Na początku wydawał się nawet wręcz czymś słusznym. Lata spędzone w niebie na ślepym wykonywaniu rozkazów utwierdzały go w przekonaniu, że właśnie tak trzeba. Sam Lucyfer skrzętnie to wykorzystywał, pragnąc mieć Niszczyciela po swojej stronie w czasie nieuchronnej walki z armią Michaela. Lucyfer powołał do życia pierwsze demony i rycerzy piekła, wśród których miał znaleźć się również Mefir. Nowe życie wydawało się kuszące, zwłaszcza gdy widział innych zbuntowanych braci w szeregach rycerzy Kaina.
Jednak i tym razem pojawiły się wątpliwości. Lucyfer traktował wszystko zbyt osobiście. To nie była walka o wolną wolę i niezależność, tylko o urażoną dumę. Z czasem coraz bardziej przypominało to kłótnię braci, niż bunt. Duma i arogancja Lucyfera, który uważał się za boga piekieł, ostatecznie przeważyły. Opuścił Lucyfera i jego konflikt. Zamierzał zaszyć się gdzieś na ziemi i w spokoju przeczekać burzę. Nie było to łatwe.
Ciągły pościg demonów i aniołów okazał się trudny do zniesienia. Wiedział, że musi walczyć. Wybił w pień cały oddział aniołów mających za zadanie go pojmać, pozorując przy tym swoją śmierć. Szczęśliwie dla niego, w ogniu konfliktu z Lucyferem i demonami, zarówno niebo, jak i piekło szybko zapomniało o jego istnieniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)